Witaj!
Czy wiesz jak powstałeś? Niektórzy, nawet wierzący ludzie mówią, że powstali z niczego, bo i świat powstał z niczego.
Prawdziwe jest zdanie, że Bóg stworzył świat z niczego (creatio ex nihilo), ale człowieka nie stworzył z niczego czy materii, Bóg stworzył Ciebie z samego siebie, z miłości!

Jesteś stworzony z miłości, byłeś zaplanowany i od początku chciany, przez Pana Boga, nawet jeśli Twoja rodzina i najbliżsi nie chcieli Cię od samego poczęcia czy później, a nawet teraz!
Dobrą nowiną jest, że przez Jezusa Chrystusa Bóg Ojciec chciał Cię już przed założeniem tego świata i wybrał właśnie indywidualnie, konkretnie Ciebie, abyś był w pełni wolny i szczęśliwy!
Bóg pragnie Twego piękna i szczęścia!
„W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli świeci i nieskalani przed Jego obliczem” (por. List do Efezjan 1, 4).
Miłość i radość (a nie cierpienie!) to dwa oblicza świętości, do której jesteś powołany.
Jesteś chciany przez Boga, który jest miłością i który powołuje Cię do miłości. Realizując swoje powołanie do miłości możesz błądzić, szukać miłości tam gdzie jej nie ma.
Kilka dni temu miałem okazję uczestniczyć we wspaniałym sympozjum i słuchać wystąpienia ks. Dziewieckiego, które zostało spisane w artykule „Miłość i cierpienie”, fragment tego tekstu wybrałem i zamieszczam poniżej specjalnie dla Ciebie. Chciałbym się nim z Tobą podzielić – wierzę, że może Ci pomóc w pełniejszym spojrzeniu na swoje życie.
„Szczególnie bolesne cierpienie pojawia się wtedy, gdy mylimy miłość z jej karykaturami. Jest to błąd równie dramatyczny, jak mylenie błogosławieństwa z przekleństwem albo życia ze śmiercią. Popatrzmy na typowe karykatury miłości, które prowadzą do wielkiego rozczarowania i cierpienia. W naszych czasach miłość najczęściej bywa mylona z seksualnością, z zakochaniem i uczuciem, z tolerancją i akceptacją, z „wolnymi związkami”, a także z naiwnością.
Błąd pierwszy polega na przekonaniu, że istotę miłości stanowi współżycie seksualne i że miłość to przede wszystkim sprawa popędów, hormonów czy feromonów. Mylenie miłości z popędowością i biochemią prowadzi do dramatów i cierpień, gdyż popęd seksualny – tak jak każdy popęd – jest ślepy. Kto myli seksualność z miłością, ten dla chwili przyjemności gotów jest poświęcić nie tylko swoje sumienie, małżeństwo czy rodzinę, ale także zdrowie, a nawet życie. Taki człowiek popada w uzależnienia, a nierzadko popełnia okrutne przestępstwa. Seksualność oderwana od miłości prowadzi do przemocy, w tym do gwałtów, a nawet do śmierci (aborcja, AIDS). Mylić miłość z seksualnością to dosłownie mylić życie ze śmiercią.
Błąd drugi polega na przekonaniu, że miłość to uczucie, a zakochanie to szczyt miłości. Tymczasem kochać to zdecydowanie coś więcej niż przeżywać jakieś stany emocjonalne. Gdyby istotą miłości było uczucie, to nie można by było jej ślubować, gdyż uczucia bywają zmienne i nieobliczalne. Miłość to sposób postępowania, a nie nastrój. Błędne przekonanie, iż miłość jest uczuciem, wynika z tego, że każdy, kto kocha, doznaje silnych emocji. Nie istnieje miłość bez uczuć. Jeśli ktoś jest wobec drugiej osoby obojętny, to znaczy, że jej nie kocha. Nie jest prawdą, że miłość to uczucie i że ten, kto kocha, przeżywa jedynie „piękne” uczucia. Natomiast jest prawdą, że miłości zawsze towarzyszą uczucia, ale są one różne: od radości i entuzjazmu do rozgoryczenia, gniewu, żalu, i wielkiego cierpienia. W każdym słowie i czynie Jezus wyrażał miłość, ale przeżywał przecież różne stany emocjonalne. Kiedy kochający rodzice odkrywają, że ich syn jest narkomanem, przeżywają dramatyczny niepokój, lęk i wiele innych bolesnych uczuć – właśnie dlatego, że kochają swego syna. Mylenie miłości z uczuciem sprawia, że uczucia zostają uznane za kryterium postępowania. Tymczasem stany emocjonalne – podobnie jak popędy — są ślepe, a kierowanie się nimi prowadzi do życiowych pomyłek i dramatów, do zabójstwa czy samobójstwa włącznie.
Błąd trzeci polega na przekonaniu, że miłość jest tym samym, co tolerancja. Tymczasem ten, kto toleruje, mówi: „Rób, co chcesz!”, a ten, kto kocha, mówi: „Pomogę ci czynić to, co prowadzi ku świętości”. Tolerancja byłaby postawą racjonalną jedynie wtedy, gdyby człowiek nie był w stanie krzywdzić samego siebie ani innych ludzi. Tak będzie dopiero w niebie, ale na ziemi większość zachowań człowieka nie wyraża miłości, ale prowadzi do krzywdy i cierpienia. W tych realiach, w jakich żyjemy, powiedzieć komuś: „Rób, co chcesz!” to tak, jakby powiedzieć mu: „Twój los mnie nie interesuje!”. Miłość wiąże się z troską o drugiego człowieka, a tolerancja wynika z obojętności na jego los i na jego cierpienie.
Błąd czwarty polega na myleniu miłości z akceptacją. Akceptować drugiego człowieka to tak, jakby mu powiedzieć: „Bądź sobą!”, a to znaczy: „Pozostań na tym etapie rozwoju, który już osiągnąłeś!” Tego typu przesłanie jest niewłaściwe, szczególnie wobec ludzi, którzy przeżywają kryzys. Nikt roztropny nie zachęca narkomana czy złodzieja do tego, żeby był czy pozostał «sobą». Akceptacja to znacznie mniej niż miłość, i to nie tylko w odniesieniu do ludzi przeżywających kryzys, ale także w odniesieniu do ludzi, którzy trwają na drodze rozwoju. Nikt z nas nie jest bowiem na tyle dojrzały, by nie mógł rozwijać się dalej. Rozwój człowieka nie ma granic! Tylko w odniesieniu do Boga miłość jest tożsama z akceptacją, gdyż Bóg jest samą miłością i nie potrzebuje rozwoju. Tymczasem nikt z nas, ludzi, miłością nie jest i nikt z nas nie powinien zatrzymać się żadnej fazie rozwoju. A jeśli się zatrzyma w rozwoju, to zacznie wchodzić w kryzys i cierpieć.
Błąd piąty polega na uleganiu mitowi, że „wolny związek” to przejaw prawdziwej miłości. Tymczasem w rzeczywistości „wolny związek” w ogóle nie istnieje, tak jak nie istnieje ani „sucha woda”, „kwadratowe koło” czy „niebieska czerń”. Ludzie, którzy ulegają mitowi „wolnych związków”, deklarują sobie to, że się kochają (czyli że żyją w najsilniejszym związku, jaki jest możliwy we wszechświecie), a jednocześnie twierdzą, że w każdej chwili mogą się rozstać, gdyż związek ten do niczego ich nie zobowiązuje. Tacy ludzie posługują się wewnętrznie sprzecznym pojęciem po to, by zatuszować bolesną prawdę o tym, że ich „wolny związek” to w rzeczywistości związek egoistyczny, niepłodny i nietrwały. A takie „związki” mogą przynieść tylko jedno: rozczarowanie i cierpienie.
Błąd szósty polega na myleniu miłości z naiwnością. Tymczasem miłość jest nie tylko szczytem dobroci, ale także szczytem mądrości. Chrystus poświęcał wiele czasu na uczenie swych słuchaczy mądrego myślenia właśnie dlatego, żeby nie pomylili miłości z naiwnością. On pragnie, byśmy w miłości byli nieskazitelni jak gołębie, ale i roztropni jak węże (por. Mt 10, 16). Myli miłość z naiwnością ten, kto nie potrafi bronić się przed człowiekiem, który go krzywdzi, i „miłością” nazywa swoją uległość lub bezradność. Oto typowy przykład naiwności: alkoholik znęca się nad swoją żoną, ona bardzo cierpi z tego powodu, on przez całe lata lekceważy to jej cierpienie, a ona mimo to nie broni się i liczy na to, że jej cierpienie przyczyni się kiedyś do przemiany męża. Tymczasem człowiek, który kocha dojrzale, przyjmie niezawinione cierpienie pod warunkiem, że mobilizuje ono krzywdziciela do tego, by się zastanowić i zmienić. Jeśli jednak krzywdziciel pozostaje obojętny na cierpienie swojej ofiary i błądzi coraz bardziej, to osobie krzywdzonej pozostaje wtedy już tylko miłość na odległość, podobnie jak ojciec z przypowieści Jezusa na odległość kochał swego marnotrawnego syna dopóki ten się nie zastanowił i nie zmienił.”
Być może popełniłeś w swoim życiu wiele błędów i szukałeś miłość tam, gdzie jej nigdy nie było.
Jest jednak nadzieja!
Nadzieją jest miłosierdzie Boże, jest ono także dla Ciebie. Uzdrawiająca miłość Boga, może Cię podnieść i uzdrowić, jeśli tylko zechcesz się zwrócić w ufnej modlitwie do Pana Boga i świętym sakramencie spowiedzi.
„W Nim mamy odkupienie przez Jego krew – odpuszczenie występków według bogactwa Jego łaski. Szczodrze ją na nas wylał.” (por. List do Efezjan 1, 7 – 8 ).
Dobry Boże, proszę Cię bardzo, uzdrów moje życie, moje zranienia i błądzenie z dala od Ciebie, Twojej uzdrawiając miłości, która leczy najboleśniejsze rany i podnosi z największych upadków.
Jezu, ufam Tobie i wierzę w Twoją wieczną i niewycofującą się miłość do mnie.
Pozwól mi być Twoim dobrym kochającym Cię dzieckiem. Amen.
Pozdrawiam Cię serdecznie,
Grzegorz <><
PS. Zapraszam Cię tutaj.